Zapraszam Was do zapoznania się z moją recenzją książki Alex Jaskółowskiej „Ameryka Południowa – śladami cudów natury”. Autorka książki prowadzi inspirującego bloga Travel and Keep Fit. Naszą rozmowę z Alex dotyczącą doświadczeń związanych z podróżowaniem możecie również posłuchać w jednym z odcinków podcastu pt. „12 refleksji po 12 latach podróżowania”.
 
Od kiedy pamiętam, moim największym dylematem był wybór pierwszeństwa w podróży na odległe kontynenty. Cały czas toczyła się wewnątrz mnie walka pomiędzy Azją a Ameryką Południową. Uczciwie muszę przyznać, że po przeczytaniu książki Alex Jaskółowskiej szala przechyliła się zdecydowanie na stronę tego drugiego wyboru. Nic dziwnego, autorka ma niezwykły talent marketingowy do przekonywania. I nie mam tu na myśli tanich sztuczek, a raczej pełną osobistych doświadczeń relację z fascynującego regionu, jakim z pewnością jest Ameryka Południowa. Nasz bohaterka prowadzi nas „Śladami cudów natury”. Kiedy jakiś czas temu miałem przyjemność nagrywać z Alex jeden z najchętniej odtwarzanych na blogu odcinków podcastu pt.: „12 refleksji po 12 latach podróżowania”, wiedziałem już , że ta dziewczyna ma niesamowity talent. I to nie tylko talent do organizowania i realizacji planów podróżniczych, ale do opowiadania o nich i wciągania słuchacza w swoje historie. Oczarowała mnie wtedy do reszty, a w swojej książce ponownie wprowadziła mnie w tej stan.
 
Swoją podróż Alex zaczęła od Argentyny, kierując się coraz bardziej na północ, przez Brazylię, Chile, Boliwię, aż do Peru. W tej ostatniej kończy swoją przygodę w jednym z najbardziej zjawiskowych miejsc na ziemi- Machu Picchu. Dzisiaj na szczęście coraz więcej kobiet decyduje się na samotną podróż. Przykład, który daje podróżniczka, jest nieocenioną wskazówką dla każdego, kogo wewnętrzne obawy blokują przed wyruszeniem daleko od domu. I choć obecnie w książkach i internecie można znaleźć mnóstwo wskazówek pomocnych w planowaniu własnej trasy, nikt za nas nie podejmie decyzji, aby wiedzę tę wcielić w życie. Ola postanawia jednak nie ograniczać się do podążania utartym szlakiem, odważnie podejmuje ryzyko, nie wierzy na słowo wszelkim ostrzeżeniom i przezornym „lepiej tam nie jedź, źle ci tutaj”? Na szczęście działa zgodnie ze swoim wewnętrznym przeczuciem. Nie gwarantuje ono, że uniknie bólów głowy wywołanych dużą zmianą wysokości, efektów choroby lokomocyjnej, czy na przykład bliskiego kontaktu ze spływającą w okolicach Gór Tęczowych masą błota. To wszystko jest wpisane w przygodę, której się na własne życzenie poddaje.
Ameryka Południowa zaskakuje nie tylko w ciekawych opisach, ale i na bajecznych zdjęciach. Patagonia z Fitz Roy i jej głuche pomruki lodu czy Perito Moreno na czele, stawiają wysoko podróżniczą poprzeczkę oczekiwań. Zaczynamy więc już na początku z wysokiego C, a dalej jest jeszcze lepiej. Nieco głośne, emanujące swoją religijnością, wypełnione muzyką tanga, Buenos Aires, z najbardziej kolorową dzielnicą La Boca na czele, jest tylko wstępem do niezwykłej gry. Gry, w której stawką jest zapamiętanie tych wszystkich miejsc, momentów i dźwięków, tak różnych od tego, co jest nam powszechnie znane w Europie.
Próbuję sobie wyobrazić dominujący nad okolicą huk milionów ton wody, przetaczających się przez wodospady Iguazu. Wsłuchuje się w opowieść Alex o lokalnych legendach, tak obrazowo wyjaśniających powstanie tych cudów natury. Czytając książkę, takich lokalnych smaczków jest całkiem sporo, co czyni tę relację o wiele ciekawszą.
 
Kiedy już docieramy z bohaterką do zupełnie innego regionu, jakim jest Atakama- najsuchszego regionu na świecie, okazuje się, że jest on idealnym miejscem na odcięcie się od rzeczywistości i pobycie sam na sam ze sobą. Dobrze wiem ze swoich doświadczeń, że w każdej podróży powinien być czas i przestrzeń na takie miejsca i momenty. To tutaj sól pokrywająca Dolinę Księżycową łudząco przypomina śnieg i tylko wszechobecna wysoka temperatura przekonuje, że nim nie jest 🙂 Pustkowia do tej pory kojarzyły mi się wyłącznie z jednym-spalonym słońcem , kolorem pustyni. Nic bardziej mylnego. Atakama, zarówno w wersji laguny Quepiaco jak i regionu Solar de Tara to istna feria kolorów. Jednak najbardziej chyba przypadła mi do gustu boliwijska Laguna Colorada. Brodzące w wodzie różowe flamingi, zlewające się kolorystycznie z różowo-pomarańczową wodą, a raczej znajdującymi się w niej algami o podobnym do zwierząt kolorze, podbiły moje podróżnicze serce.
Boliwia zachwyca też szlachetnymi rysami jej mieszkańców. Choć cechują się niskim wzrostem, a popularne meloniki noszone na głowach niewiele pod wym względem zmieniają, są niezwykle pogodnymi ludźmi. Tutejsze kobiety, mimo wielu obowiązków, zachowują godną naśladowania pogodę ducha. Z zaciekawieniem poznawałem historię rosnącej popularności ich charakterystycznego nakrycia głowy, o której pisze autorka. Staje się pełen podziwu dla przywiązania mieszkańców Boliwii do swoich tradycji. Mimo dość drastycznego wprowadzenia chrześcijaństwa w tym regionie Ameryki Południowej, zachowali oni wiele dawnych zwyczajów i wierzeń, częściowo łącząc je z narzuconą, nową religią. Ten rozdział książki przekonuje mnie, że La Paz z pewnością jest jednym z najciekawszych miast wartych odwiedzenia.
 
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcie chilijskiego miasta Cusco, miałem wrażenie (z architoktenicznego punktu widzenia), jakbym zobaczył mieszankę trzech największych miast Hiszpanii, Włoch i Gruzji połączonych w jedno. Domy z podcieniami i pięknie zdobionymi balkonami przywodzą mi na myśl najpiękniejsze lokalizacje w Tibilisi, do którego mam ogromny sentyment. Muszę przyznać, że mieszkańcy Cusco potrafią jak mało kto wyrażać swoje wierzenia w bardzo lokalny sposób. Rozbawił mnie opis znajdującego się w tutejszej katedrze obrazu Ostatniej Wieczerzy, na którym apostołowie spożywają tutejszy przysmak- pieczona świnkę morską a w scenie ukrzyżowania Maria i Jan żują liście koki. Wyobrażacie sobie podobną scenę w polskim kościele ? 🙂
Kto z Was nie marzył o odwiedzeniu choć raz w życiu jednego z 7 cudów świata, jakim jest Machu Picchu ? Jeśli nie zrobi na Was wrażenia kunszt architektoniczny jego budowniczych, to niewiele już Was w życiu zaskoczy. Uświadomienie sobie jak bardzo rozwinięta musiała być cywilizacją Inków, dodatkowo potęguje zachwyt nad tym miejscem. I taka jest właśnie cała książka „Ameryka Południowa – śladami cudów natury”. Od początku do końca czułem się jak członek tej niezwykłej wyprawy. A to dla mnie zawsze jest najlepszy wyznacznik dobrej książki podróżniczej.
 
Mam nadzieję, że w końcu uda mi się spełnić moje wielkie marzenie i odwiedzić ten niezwykle ciekawy, nieoczywisty fragment naszej pięknej planety. Dzięki tej książce na szczęście w pewnym stopniu czuję się tak, jakbym trochę już tam był. A to dopiero początek 🙂