Już sama okładka książki Anity Demianowicz zapowiada ciekawą przygodę. Przygodę, w którą od pierwszych stron zdaje się zabierać nas w świat Ameryki Środkowej aż do końca tej ponad 300 stronicowej relacji z podróży. Nauczony tym, aby nie oceniać książki wyłącznie po okładce, od razu zabieram się za jej czytanie.
Anita z charakterystycznym dla siebie, niezwykle lekkim piórem pokazuje nam, czym jest marzenie zmaterializowane w postaci kilkumiesięcznej podróży na odległy kontynent.
 
„Tu jest niebezpiecznie”, odmieniane jest w tej książce przez wszystkie przypadki. I nie są to słowa, które autorka sama kreuje w swojej głowie. To ostrzeżenia, którymi w dobrej wierze przekazują jej kolejno spotykani po drodze „lokalsi”.
Uff, jak to dobrze, że my rozsądni, zarabiający co miesiąc na spłatę swoich kredytów hipotecznych nie wychodzimy ostatecznie ze swojej strefy komfortu, wyruszając w taką podróż.
Nie zostawiamy mężów lub żony samych na tak długo, aby nakarmić swoje ego próżnymi spacerami po lądach, na które dopiero co dociera cywilizacja.
A tak poważnie.
Co by Anita nie mówiła o sobie, decyzja o wyjeździe była moim zdaniem odważna. Z tym większym zainteresowaniem czytałem o jej odkrywaniu cieni i blasków Gwatemali, Hondurasu, Salwadoru i Meksyku. Z każdym kolejnym miejscem ilość ostrzeżeń o czyhających na nią niebezpieczeństwach rosła.
 
Początkowa opowieść o jej aklimatyzacji w nowym otoczeniu, o zmaganiach z nowym językiem, którego przyszło jej się uczyć w Gwatemali, przeistacza się w opowieść o potrzebie poznawania nowych kultur, zwyczajów, świąt i zwyczajnie po ludzku, w opowieść o ciekawości wobec drugiego człowieka.
Czytając „Końca świata nie było”, ma się odczucie, jakbyśmy podróżowali z Anitą Chicken Bus’ami, będącymi nie raz próbą wytrzymałości ludzkiego organizmu na wszelkie niedogodności, które można sobie wyobrazić w podróży. Jest to jednak opowieść barwna, pełna optymizmu i empatii w stosunku do poznanych przez nią po drodze ludzi. Kiedy to możliwe, poznaje ich historie życia i dzieli się, niejako w podziękowaniu za nie, z nami, czytelnikami.
A że ma dużo szczęścia, trafia na celebrację wydarzenia mającego miejsce raz na 5200 lat. To tytułowy „koniec świata”, który nierozerwalnie związany jest ze specyfiką kalendarza Majów. I nie jest to bynajmniej tylko podróż czysto turystyczna. Świadomie lub nie, Anita podróżuje również w głąb siebie. I jest to moim zdaniem zawsze najbardziej wartościowa cześć podróży.
 
Urzeka historia jej gry z chłopcami na boisku. Obserwacja z autorką biedy i trudnych warunków życia mieszkańców tych krajów, zwłaszcza dzieci, które zamiast siedzieć w szkolnych ławkach, nierzadko zarabiały na swojej utrzymanie lub tułały się bez opieki. Przerażą historia o topielcu i seksualnej propozycji od jednego z mieszkańców Salwadoru, która na długo wyostrzyła jej czujność.
Nie jest więc to opowieść o wakacjach all inclusive, choć i przyjemnych momentów relaksu w hamaku również nie zabrakło. Jednak to przygoda i chęć poznawania ludzi w podróży zdaje się prowadzić bohaterkę przez całą jej podróż.
 
Tuż przed powrotem do Polski, przychodzi czas na refleksję, która staje się oczywistym ciągiem pytań. Pytań, które każdemu z nas z pewnością pojawiłyby się w głowie:
„Czy to moja pierwsza i ostatnia taka podróż? Czy będę musiała wrócić do pracy na etacie? Co będzie po powrocie? Czy naprawdę tak bardzo się zmieniłam ? Czy teraz będzie inaczej?”
I wydaje się, że na tamten moment bała się bardziej, niż na początku wyprawy. Zmieniła się tylko przyczyna strachu. Obawiała się powrotu do normalnego życia. Autorka jest moją rówieśniczką, ale mam absolutne przekonanie, że w podróżach doświadczyła znacznie więcej niż ja. I nie jest to powodem do smutku, a raczej inspiracją do działania. A nie wiecznego planowania i oddalania w czasie planów.
 
Czy więc i Wy odważycie się na przygodę, która czeka na każdego z nas? Zachęcam Was do przeczytania książki Anity. Choć na ten moment przeniesiecie się w zupełnie inny świat niezwykłej Ameryki Środkowej. A potem pozostanie już tylko zaplanowaniem własnej przygody.
 
Książkę w wersji drukowanej lub e-booka możecie kupić bezpośrednio w Wydawnictwie Bezdroża.
 
Ciekawie się zapowiada
Dziękuję za recenzję książki. Zapowiada się interesująco. Zapraszam na mój blog o książkach